Złota myśl

"Nie każdy musi być chudy, najważniejsza jest akceptacja siebie, lecz niech nie będzie sztuczna oraz niech nie będzie pretekstem do zaniedbania zdrowia i powielania złych nawyków"

wtorek, 10 lipca 2012

Galaretka z kurczaka

Nóżki wołowe wielu smakują, zatem kurczakowa galaretka rosołowa powinna smakować odchudzającym. Jest to naprawdę smaczne danie, ja osobiście bardzo je lubię. Przy okazji niedzielnego rosołku można odlać sobie trochę wywaru i zrobić danie doskonałe na kolację lub śniadanie do pracy.

Zatem porcja przeznaczona na galaretkę wedle uznania, tutaj przepis całościowy.

Mały kurczak
Warzywa rosołowe, tj. włoszczyzna
Przyprawy
Jajko ugotowane na twardo
Nać pietruszki
Groszku konserwowego garść
Żelatyna

Gotujemy rosół na kurczaku obranym ze skóry.
Z rosołu wyjmujemy kurczaka i warzywa, a płyn przelewamy przez sitko by oddzielić resztki warzyw itp.
Po ostudzeniu kurczaka,odejmujemy mięso od kostek. Marchewkę z rosołu kroimy w plasterki.
W zależności od upodobań przygotowujemy albo małe salaterki albo np. dwie większe miseczki. Kroimy jajko na 4 i rozkładamy do pojemników, sypiemy po trochu groszku, marchewki i natki z pietruszki, na to kładziemy rozdrobnione mięso z kurczaka.

Na zalewę proponuję przeznaczyć litr rosołu. Ilość galaretki zależna też jest od upodobań, czy ją lubicie, czy ma tylko pokrywać mięso. W każdym razie rosół przeznaczony na galaretkę przyprawić należy trochę mocniej. W magiczny sposób smak potem łagodnieje, tak że dodajcie jarzynki i pieprzu troszkę więcej niż gdyby rosół miał być jedzony z talerza. Do niego dodajcie odpowiednią ilość żelatyny, zgodnie ze wskazówkami na opakowaniu. Nie przesadźcie tylko. Zalewamy salaterki/miseczki z mięsem. Jeśli jest za mało płynu, dolej trochę rosołu już bez żelatyny. Z doświadczenia wiem, że i tak się zwiąże.
Przestudzoną galaretę wstawiamy do lodówki.

Mniam!

Resztę rosoły możesz przeznaczyć na zupę pomidorową lub wypić do kolacji :)




poniedziałek, 9 lipca 2012

6 z przodu

Bardzo się cieszę z wyniku, mimo tego, że nie korzystam obecnie z usług sieci NH. Mimo pogody, a przez to zatrzymywania wody (tak dziewczynom mówią Dietetyczki), udało się dojść do tego momentu, na który bardzo czekałam. Teraz ogrom pracy z utrzymaniem tej szósteczki i dojścia do 65 kg. I to mi absolutnie wystarczy.
Cieszę się, że zakorzeniłam w sobie chęć do sportu i spacerów. Jeśli tylko się nie spieszę, idę a nie jadę.. nawet 10 km. Wsiadam do autobusu gdy łydki mi odmówią lub stopy.. no bo przecież nie mam wygodnych butów codziennie ze sobą. Chciałabym by ta chęć na zmianę nie załamała się nawet przez wyjazd.. goferki...lody itp..

Czasem mam ochotę zjeść tabliczkę czekolady. Czasem mnie aż skręca. Nie lubię tych chwil. Chcę by dobre nawyki wygrały i zostały.




i jeszcze coś o grubaskach i nawykach

Grube nieporozumienie

i wklejam dyskusję z koleżankami

SL: chyba troszeczkę przegięte, z tego co wiem grubszymi nastolatkami w Europie ''ciesza sie'' Niemcy,Anglia i Chorwacja..

UW: niemniej artykuł pokazuje prawdę. Grubas nie jest happy, niezależnie od tego co mówi, może się akceptować, ale osobiście w to nie wierzę...bo obyczajowo zawsze będzie uznawany za gorszego i lepiej człowiekowi jest w chudszej skórze.

JN: hmmm ja napiszę tak: pracując z dziećmi i młodzieżą w szkole zauważyłam, że w każdej klasie są min. 3 osoby już otyłe ( nie z nadwagą, bo takich jest 50% klasy) i widzę jak się odżywiają, co jest w sklepiku szkolnym, co kupują. Niestety są to słodkie bułki, chipsy, batony i słone przekąski, popijają słodkim napojem....rzadko zdarza się, że widzę nastolatka czy dzieciaka jedzącego jabłko czy marchewkę lub z wodą w ręku...

UW: ja widzę na ulicy rzeczy, których nie widziałam w takiej skali jak sama byłam mała. W klasie była może 1 grubsza osoba.. a teraz aż rzucają się w oczy. To zaniedbanie.. a potem kompleksy u dziewczynek, błędne koło, zajadanie problemów i złego nastroju...

SL: wiadomo,ze duzo zalezy od rodzicow i fakt faktem: dzieci/dorosli na calym swiecie robia sie coraz grubsi...Oczywiscie USA,Nowa Zelandia sa w czolowce najgrubszych na swiecie,Uk jest na 3miejscu,pozniej Niemcy itp

SL: niestety...my w dziecinstwie mielismy wiecej ruchu, nie bylo komputerow wiec cale dnie spedzalo sie na swiezym powietrzu bawiac w berka/podchody/chowanego.... teraz malo ktore dziecko wie jak sie skacze na skakance czy gra w gume....

UW było źle jak w sklepach nic nie było, teraz jak jest, też jest źle.. :P

JN ja jestem już dzieckiem wychowanym na słodyczach przywożonych z importu, z Niemiec. Też byłam ta najwyższa i niestety najgrubsza w klasie, wtedy jakoś rodzice tłumaczyli sobie, że "wyrosnę" z tego, ale jak się okazało wyrosłam, ale na grubasa w wieku 20 lat. Dzisiaj jestem dumna z tego, że potrafiłam zmienić nawyki żywieniowe, schudnąć kilkadziesiąt kilogramów, by właśnie wyzbyć się kompleksów, o których UW napisała i wyglądać normalnie (bo zawsze mi się wydawało, że stoją moje koleżanki, a obok ja - słoń) Kiedyś to było swojego rodzaju zachłyśnięcie się nowościami, rodzice kupowali i paśli mnie, bo mówili, że oni tego nie jedli w moim wieku, mogli sobie tylko o tym pomarzyć, chcieli żebym ja miała lepiej. Jednak nikt nie zwrócił uwagi na moje tendencje do tycia i brak ruchu, bo z czasem wolałam posiedzieć na trzepaku czy u koleżanki niż ciekać po dworze. I tu koło się zamyka. Dzisiaj wszyscy żrą na potęgę i już kompletnie nic nie robią.

SL: oj słodycze z Niemiec...tez u nas było ich pełno...ale nasza mama jakoś starała sie nam je rozdzielać...to i tak nie przeszkodziło mi wyrosnąć na grubasa... z jednej strony to była taka hipokryzja ze strony mojej mamy...przy obiedzie,porcja dla dziecka jak dla doroslego i talerz trzeba bylo oddac pusty,bo jak to zwykle mama mawiała: my świnek nie mamy,zeby po nas zjadały...no i babcia... Dlatego tez staram sie ze wszystkich sil, żeby moja Hania nie przejęła złych nawyków żywieniowych...slodycze bardzo rzadko,za to duzo owoców i warzyw..

JN: Babcia hahahahhahaha....Babcia była moją "wybawczynią" kiedy człowiek już uzależniony od słodkiego nie mógł wytrzymać jednego dnia bez słodyczy, a rodzice nagle postanowili mi tego trochę ograniczyć :P Poza tym też znam temat "albo zjesz wszystko, albo naskarżę rodzicom, że nie chcesz jeść" albo "nie smakuje Ci? Friko byś chciała, tak?" :P Teraz babcia bardzo cierpi, że wnusia schudła i twierdzi, że ja chyba w anoreksję popadłam...i że oczywiście źle wyglądam :D

UW: Zatem kwintesencja:
Rozsądek
Konsekwencja
Niepowielanie złych nawyków


SL: Ja dodam jeszcze, że mam dwóch kuzynów - we trójkę mamy tą samą babcię. Jeden kuzyn to mój rocznik, a drugi jest 3 lata starszy. Wszyscy mamy podobny problem, żeby nie napisać ten sam. Po wakacjach czy feriach u babci wracaliśmy grubsi, okrągli czy jak kto woli spasieni. Do dzisiaj borykamy się z problemami z wagą...oni byli wychowywani podobnie do mnie, rodzice jeździli na Słowację czy do Czech po słodycze, potem wyjazdy do babci, mało ruchu, pierwsze komputery, gry i zastój, zero ruchu. Początek lat 90 i my pączuszki ;) Coś w tym jest, złe nawyki od samego dzieciństwa formują naszą postawę na całe życie, później człowiek pracuje nad zmianą znów latami...
Ja dopiero teraz z perspektywy czasu I doswiadczen wiem jakie bledy popelnialy nasze mamy/babcie..dlatego staram sie z calych sil,zeby moja Hania nie musiala przechodzic w szkole/na podworku przez to co ja..nie twierdze,ze nie je slodyczy w ogole,bo czasami na deser dostanie loda z polewa I posypka czy po szkole kupie jej jakiegos lizaka czy ciastko..jednakze nauczona jest tego,ze jesli sie naje I juz nie moze zmiescic to ma zostawic-nawet jesli sie naje po dwoch kesach.Tym bardziej,ze raz sie nie posluchala I zjadla cala torebke marshmellows na raz..skonczylo sie niezbyt dobrze:( teraz sama nawet wybiera owoca zamiast cukierka.W szkole tez ucza ich zdrowszego odzywiania I na przekaske daja I'm jablka,banany lub marchewki. Angielskie "5 a day":)